end of the world beginning of paradise
While we were planing our trip to Azores we found a photo on google that took our breath. Waterfall in the background, lake in the first plan, incredible green, no traces of human, no electricity cables, no houses, just beautiful nature that looked a bit like if it was in New Zealand /which is still our dream destination/ and we decided we HAVE to go there. It was a photo from small island called Flores. Flores what a promising name, Flores tiny island in the middle of nowhere…
And let me tell you Flores was a weird place to be. It was small, it was really small and strange. I realised how small it is when the lady in the car rental told us that there is only one gas station on whole island. OK it might not be shocking information but for me it was a shock as I had a movie going on right away, us in the car in the middle of the road somewhere in the night without phone connection and gas, Mr.B leaving me and little L in the car, saying good bye as he goes of on a dangerous journey in search for help, me tears in my eyes, Little L knowing nothing of this danger we are at silently on my breast, I locked the door and stare to darkness waiting for what is to come, thinking if I will ever meet Mr.B again….Hmm OK, sorry that is another story, back to Flores.
Packed in the smallest possible car that was for rent we drove to the shop to do some food shopping as we planed to cook for ourselves. As we entered what looked like a shop Mr.Be said he feels like he is back in Mongolia. In “veggies department” we stood in shock and silence in front of loads of onion, couple of apples and some old cucumbers. I knew it must be some kind of misunderstanding, common we are on an island where there is never ending spring they have to swim in veggies this must be some some strange mistake. So we went to ask where could we actually buy some fresh fruits and veggies. Lady that seemed as if she was born in that shop and spend there her whole life sitting at the cash register gave us with an undefinable look and unemotionally informed us that fresh veggies arrive once in 15 days when the ship comes. I swear I had white in front of my eyes, dry in my mouth and the floor under my feet turned into wobbly gelatine. We are vegans I whispered to her, as my voice was still stuck, and hoped that she will tell us this is all just a joke once she realises how tragic this situation is. But she did not realise what is vegan in the first place and the rest was non of her business.
OK saying you are vegan on this island can only cause one thing – blank look as it is not a word they have in vocabulary, and trying to explain what it means was not a good idea in most of the cases. Most of the people looked at us as if we were sick, dangerous individuals that should not be walking free but sit locked somewhere under control.
Well we drove to every shop in the island to obtain some sort of veggie inventory, but after all we knew we won the battle and we are gonna make it without starving. If you are a carnivore and you imagine yourself sitting in a small restaurant in Flores eating a delicious fresh fish than forget it as well :), that ain’t gonna happen either. People in Flores eat cows, fish is for export, so maybe you have a better chance to eat delicious fish from Flores sitting in Poland watching snow fall.
Anyway after initial concerns about fulfilling our elementary needs were gone, we were able to savour the breathtaking beauty of the unspoiled nature of this place. Flores is at the end of the world but if I think of paradise this is what I see, at least at the entrance to it, cause I know everything can get better :). And we savoured that beauty exactly for one day as for the next four island was covered with thick white fog and visibility was around 20 meters. But we were not complaining, we made around 500km taking almost every single road on the island. That place so unusual even in daylight became really really weird when abandoned houses were popping out at you from that heavy white curtain. Small, but really small villages where you could only guess people behind the windows. Villages where you could not even guess them. Roads without cars just the three of us, our small toyota, baby Einstein screaming from iPad, Little L screaming from car seat, me with my Tshirt rolled up and bra rolled down, or the uncensored version Little L finally asleep on the back seat and me with my Tshirt rolled up and bra rolled down stuck in the baby car seat.
I had the best coffee in a small stinky, dark, local bar with a crossed eyed bartender dressed always in black, I had the worse pizza of my entire life, I had the worse possible dinner that can be served in a restaurant, I had an intensive feeling that I am in a horror movie couple of times, I stood breathless many times when the fog disappeared for a moment and I could realise where I am and I sure have seen ninety pro cent of the houses in Flores. It was great to be in Flores but it was great to get on the plane and fly to civilisation again.
———————————————————————————————————————————————
Koniec świata początek raju
Planując naszą podróż na Azory, natknęliśmy się w google na zdjęcie zapierające dech w piersiach. Wodospad w tle, na pierwszym planie jezioro, niesamowita zieleń, żadnych ludzkich śladów, ani kabli wysokiego napięcia, żadnych domów, tylko piękna przyroda, przypominająca tę Nowej Zelandii /która nadal pozostaje naszym wymarzonym miejscem docelowym/ i zdecydowaliśmy, że MUSIMY tam pojechać. Zdjęcie przedstawiało małą wysepkę o nazwie Flores. Flores, co za obiecująca nazwa, Flores, mała wysepka na totalnym pustkowiu.
Powiem wam, że Flores okazało się dość dziwnym miejscem. Małym, bardzo małym i dziwnym. Zdałam sobie sprawę z jego wymiarów, kiedy pani w wypożyczalni samochodów, powiedziała nam, że na wyspie znajduje się tylko jedna stacja benzynowa. OK, może nie jest to aż tak szokująca informacja, ale dla mnie było to ogromne zaskoczenie i od razu włączył mi się film w głowie: my w samochodzie, na jakimś pustkowiu, w nocy, bez zasięgu w telefonie, ani benzyny. Pan. B zostawia mnie i Małego L. w samochodzie, żegna się z nami i wyrusza na niebezpieczną wyprawę w poszukiwaniu pomocy, ja cała we łzach, Mały L., który nie zdaje sobie sprawy z niebezpieczeństwa, leży spokojnie przy mojej piersi, zamykam drzwi do samochodu i patrzę w ciemność, czekając na to, co się wydarzy i zastanawiając się, czy kiedykolwiek jeszcze zobaczę Pana B…. Hmm OK, wybaczcie, to inna historia, wróćmy do Flores.
Zapakowani w najmniejszy ze wszystkich samochodów do wynajęcia, pojechaliśmy do sklepu, po zakupy żywnościowe, ponieważ mieliśmy w planach, że sami będziemy gotować. Kiedy weszliśmy do pomieszczenia, które przypominało sklep, Pan B. powiedział, że czuje się, jakby znowu był w Mongolii. W „dziale warzywnym” staliśmy w milczeniu i ogromnym zdziwieniu, patrząc na stosy cebuli, kilka jabłek i jakieś stare ogórki. Wiedziałam, że to musi być nieporozumienie, przecież jesteśmy na wyspie, na której panuje niekończąca się wiosna, oni przecież muszą opływać w warzywa, a to wszystko, to tylko dziwna pomyłka. Więc spytaliśmy, gdzie dostaniemy świeże warzywa i owoce. Pani, która wyglądała jakby się urodziła w tym sklepie i spędziła całe życie, siedząc przy kasie, rzuciła nam dziwne spojrzenie i bez emocji w głosie, oznajmiła, że świeże warzywa przypływają na statku co 15 dni. Przysięgam, że miałam białą plamę przed oczami, sucho w ustach, a podłoga pod moimi stopami zamieniła się w drżącą galaretę. Jesteśmy weganami, wyszeptałam do niej, lecz mój głos nadal był zduszony i cały czas miałam nadzieję, że ekspedientka powie nam, że tylko żartowała, kiedy tylko zda sobie sprawę w jak tragicznej sytuacji się znajdujemy. Ale po pierwsze nie wiedziała nawet co to jest weganizm, a po drugie nic jej to nie obchodziło.
OK, słowo weganin może wywołać tylko jedną reakcję na tej wyspie – pusty wzrok. To wyrażenie nie figuruje w ich słowniku, a wytłumaczenie go, w większości przypadków, nie okazuje się najlepszym pomysłem. Ludzie patrzyli na nas, jakbyśmy byli chorymi, niebezpiecznymi inwalidami, którzy nie powinni znajdować się na wolności, ale powinno się ich zamknąć gdzieś pod nadzorem.
Objechaliśmy wszystkie sklepy na wyspie i zrobiliśmy inwentarz warzyw, ale przynajmniej wygraliśmy tę bitwę i nie umarliśmy z głodu. Jeśli jesteś mięsożercą i wyobrażasz sobie, jak siedzisz w małej restauracji na Flores, jedząc pyszną, świeżą rybę, zapomnij o tym to też się nie wydarzy. Ludzie na Flores jedzą krowy, ryby są przeznaczone na eksport, więc może masz większe szanse zjeść pyszną rybę z Flores, siedząc w Polsce i patrząc na spadający śnieg.
Po tym jak udało nam zażegnać obawy o to, że nie uda nam się zaspokoić naszych podstawowych potrzeb, mogliśmy w końcu delektować się zapierającym dech w piersiach pięknem, dziewiczej przyrody Flores. Wyspa znajduje się na końcu świata, ale kiedy myślę o raju, właśnie taki obraz przychodzi mi do głowy, a przynajmniej na samym wejściu, bo wiem, że zawsze może być lepiej Tak więc delektowaliśmy się tym pięknem przez jeden dzień, ponieważ przez następne cztery, wyspa została pogrążona w gęstej, białej mgle, a widoczność spadła do 20 metrów. Ale nie narzekaliśmy, zrobiliśmy jakieś 500 kilometrów i przejechaliśmy chyba każdą drogą na Flores. Ta wyspa, która nawet w świetle dnia jest niezwykła, stałą się jeszcze dziwniejsza, kiedy opuszczone domy wyskakiwały nagle spod ciężkiej, białej zasłony. Małe, ale naprawdę małe wioski, gdzie można było tylko zgadywać, że za oknami domów są ludzie. Wioski, w których nawet nie dało się zgadywać. Opustoszałe drogi i tylko nasza trójka, mała toyota, baby Einstein, które wydzierało się z iPada, Mały L., wydzierający się z fotelika samochodowego, ja z podciągniętym do góry T- shirtem i opuszczonym stanikiem albo wersja niecenzuralna, Mały L. śpi na tylnym siedzeniu, a ja z podciągniętym do góry T- shirtem i opuszczonym stanikiem, wciśnięta w fotelik dla dziecka.
Piłam najlepszą kawę w małym, śmierdzącym, ciemnym, miejscowym barze, gdzie obsługiwał nas zezowaty barman zawsze ubrany na czarno. Jadłam najgorszą pizzę w całym życiu oraz najohydniejszy obiad, jaki tylko można podać w restauracji. Kilka razy miałam bardzo silne wrażenie, że jestem bohaterką horroru. Wiele razy stałam zachwycona, kiedy mgła opadała na chwilę i mogłam zobaczyć, gdzie się znajdujemy. I jestem przekonana, że widziałam dziewięćdziesiąt procent domów na Flores. Było super pojechać na Flores, ale było też super wsiąść do samolotu i polecieć znowu do cywilizacji.
Translated by: Weronika Makowska

12 Comments